Co sprawia że jesteśmy szczęśliwi?
Rodzina, zdrowie, praca, którą się lubi i to, że nie musimy martwić się, czy starczy nam na jedzenie. To są nasze "fundamenty" szczęścia. Przynajmniej moje. Ale oprócz tego są jeszcze te malutkie przyjemności, które sprawiają, że codzienność nabiera smaku. Że nie jest tylko odbębnianiem schematu dom-praca-dom. I tak sobie myślę, że w życiu chodzi o to, żeby utrzymać równowagę między tym, co trzeba i powinno się a tym, na co ma się po prostu ochotę. Niby prawda to oczywista. Ale czy na pewno? Ile razy skupiamy całą naszą energię na tym, co jest do zrobienia, załatwienia, na byciu jak najlepszym rodzicem, wspaniałym partnerem, a przy tym pracownikiem roku. Wtedy dobrze byłoby na chwilę wcisnąć off, przypomnieć sobie, co tak naprawdę LUBIMY robić i po prostu zrobić to.
A to moja lista przyjemności:
- Kawa. Obowiązkowo mocna z ekspresu, pita w ulubionej filiżance, najlepiej w samotności. Albo kupiona w McDonaldzie i sączona powoli podczas spaceru.
- Lumpeksy. A konkretnie szukanie tam perełek dla mojej perełki. Cała reklamówka szczęścia za 15 zł :)
- Robienie zdjęć, zwłaszcza mojemu dziecku. Mam ich tysiące.
- Uczenie się. Dlatego kończę już trzecie studia ;) Marzy mi się kiedyś napisanie doktoratu.
- Leniwe weekendowe poranki, laptop w łóżku i oglądanie po raz setny "Przyjaciół" (obowiązkowo z mężem)
- Dobre perfumy. Oszczędzam na ciuchach, nie kupuję drogich kosmetyków, ale lubię pachnieć czymś wyjątkowym. Od kilku lat jest to Chloe. Lubię też być umalowana, nawet kiedy siedzę sama w domu.
- Zakupy internetowe. A może nawet nie samo kupowanie, ale szperanie, porównywanie. Mogę to robić godzinami, nieważne czy chodzi o kosmetyki czy płytki do łazienki.
- Słodycze. Tutaj chyba nie będę oryginalna. Ale to mój prawdziwy hedonistyczny nałóg.
- "Wieczorek rozpustowy" od czasu do czasu, czyli: bardzo duża i bardzo niezdrowa pizza, równie niezdrowe piwo, orzeszki ziemne, chipsy i tak dalej. Do tego jeszcze dobra komedia.
- Słuchanie głośnej muzyki w samochodzie
- Niewątpliwie pisanie tego bloga :)
A co działa u Was?
Też lubię Chloe ;)
OdpowiedzUsuńSą niepowtarzalne :)
UsuńJa tez uwielbiam słodycze. Nie cukierki. Nie czekolada... Ciasta :)) ehh to jest moja pełnia szczęścia ;) ale herbatka w ulubionym kubku... Super sprawa. Jednak w pracy mam tylko 1 kubek.. A w domu to zależnie od nastroju taki wybieram :)) i tez uwielbiam robić fotki. Mam też tysiące ale Podopiecznego w różnych pozach i minach ;))
OdpowiedzUsuńwww.swiat-wg-anuli.blogspot.com
U mnie ciasta też, ale na pierwszym miejscu jest czekolada, ostatnio zwłaszcza biała. Tak słodka że aż mordkę wykręca :)
UsuńCudowny post, dał mi do myślenia :)
OdpowiedzUsuńRównież kocham kawę :) najlepiej pyszne duże latte!
Pizza wieczorem, czy małe somersby to coś co uwielbiam :)
Też mam te perfumy, dostałam od męża i czekają w kolejce, jak skończą mi się obecne - też lubię dobre perfumy!
Lumpeksów u nas nie ma... a szkoda.
Leniwych weekendów brak. Swoją drogą, jak macie czas po-leżakować z mężem, przy Małej? :P
Kiedyś myślałam o doktoracie, ale okazało się, ze kierunek w którym szłam, nie odpowiadał mojemu organizmowi - praca w bibliotece, tak starej, jak moja mnie wykańcza (roztocza i pleśnie - mam duże uczulenie), a chciałam się doktoryzować z archiwistyki. A teraz muszę zmienić całe życie chyba... Na razie myślę, mam czas na macierzyńskim, żeby przemyśleć, co w życiu bym chciała robić. A może życie samo za mnie zdecyduje, i tak bowiem nie raz bywa...
Pozdrawiam :)
Cieszę się, że post się spodobał :) Z tymi weekendami to różnie bywa, ostatnio baaardzo rzadko zdarzają nam się wspólne leniwe poranki, głównie dlatego, że któreś z nas ma zwykle zajęcia na uczelni. A jeśli już się trafi, to albo małą bierzemy do łóżka i leniuchuje z nami, albo wykorzystujemy jej poranną drzemkę :)
UsuńU mnie też ścieżki zawodowe dość zawiłe są...najważniejsze to nie bać się zmian :) Rzeczywiście rok macierzyńskiego to dobry czas na przemyślenie co się chce dalej robić.
UsuńO kawą to ja nigdy nie pogardzę. Świetny tekst i w dodatku jak wartościowy!
OdpowiedzUsuń